sobota, 24 października 2015

Czy sklepiki w szkole są potrzebne?


Wszyscy wokół płaczą z powodu nowych przepisów dotyczących jedzenia w szkołach. Zabrali drożdżówki, chipsy, napoje gazowane.... masakra!! Dzieci nie mogą sobie nic kupić, sklepiki upadają,  rodzice występują przed kamerami. Ogólna panika. Według mnie zupełnie bez sensu.

Bączek już drugi rok chodzi do szkoły. Tylko 2 razy dostał jakieś pieniądze, żeby sobie coś kupić. W dodatku tylko dlatego, że bardzo nas o to prosił i ugięliśmy się. Żadnego sensownego i racjonalnego powodu nie było. 

Przedszkole to była bajka! Dziecko dostawało 4 posiłki dziennie (śniadanie, drugie śniadanie, obiad i podwieczorek) przygotowywane na miejscu. Zwykłe przedszkolne jedzenie, które ja pamiętam z dzieciństwa. Niektóre z Pań kucharek jeszcze mnie pamiętały:)
Niestetety, kiedy Bączek poszedł do szkoły przeżyliśmy lekki szok. Trzeba było Dziecku dać śniadanie w domu, odpowiednio wcześniej go budząc. Przygotować coś na drugie śniadanie i opłacić obiady. Wymagało to delikatnej zmiany naszego rozkładu dnia i dopracowania logistyki zaopatrzeń. Ale to nie jest fizyka kwantowa i wszystko da się zrobić! Trzeba tylko chcieć.
Bączek zjada rano płatki lub musli, ewentualnie parówkę, jajecznicę lub tosta. Ewentualnie kanapkę i szklankę mleka lub kakao. 
Dostaje do szkoły śniadaniówkę. Codziennie wieczorem lub rano przygotowuję ją i wiem co moje Dziecko zjada w szkole. Staram się również aby to było urozmaicone, proste do zjedzenia i mało brudzące. Co to znaczy "proste do zjedzenia"? Jeli daję mu kalarepkę to kroję ją w grube słupki, jeśli rzodkiewka to na 4 części, żółty ser też w słupki. Wybieram takie produkty które mogę podzielić; np kabanosy czy pomidorki koktajlowe. 
Nie daje mu miękkich lub bardzo soczystych owoców i warzyw bo może się upaprać. Duży pomidor lub pomarańcza to klasyki. Banana też nie dostaje bo się nie mieści do śniadaniówki, a w plecaku, znając mojego Syna, zaraz zmieniłby się w mus... 
Dostaje też kanapki z wędliną lub serem. Czasem w zwykłej przennej bułce, a czasem w chlebie mieszanym lub żytnim. Staram się również w kanapce dodać coś zielonego. O dziwo sałata jest wręcz pożądanym elementem kanapek dla Bączka.
Czy daję coś słodkiego? Owszem! Czasem dostanie jednego cukierka czekoladowego, czasem garść żurawiny lub mieszanki studenckiej. Zdarza się też jogurt w kubeczku, ale wtedy w śniadaniówce ląduje też plastikowa łyżeczka. 
Bardzo dobrze się sprawdziły owocowe musy w wyciskanych opakowaniach. Nie zawierają dodatkowego cukru ani konserwantów. TYLKO owoce. Poszukajcie a znajdziecie. W takim samym opakowaniu można znaleźć jogurty. Idealne rozwiązanie bo opakowanie jest mocne, nie wymaga dodatkowych sztućców i można to wrzucić ot tak do plecaka.
Do picia dostaje zwykłą wodę niegazowaną. Czasem jakiś soczek przecierowy.
Kilka razy chciałem poszaleć i zrobiłem mu z tortilli, serka i wędliny roladki. Oczywiście pokroiłem w kawałki "na raz" - nie smakowało. Trudno, robię coś innego.
Czasem Dziecko nie wszystko zje, czasem coś przyniesie do domu - nie róbmy z tego afery. 99,9% Dzieci odczuwa łaknienie tak jak my. Jak jest głodne to je, jak nie to zostawia. Bączek często nie zjada całej zawartości na drugie śniadanie ale za to koło 14-15 siedząc jeszcze na świetlicy dojada pozostałości. Zgłodniał więc je.
Jeśli natomiast Dziecko jest w tych 0,1% osób, które mają problemy z łaknieniem to zakładam, że jesteście pod opieką specjalisty i leczycie to. Tutaj się nie wypowiem bo się nie znam. 

Bączek chodzi też na obiady w szkole. Płacimy mu za danie główne i zazwyczaj je zjada. Jeśli nie ma ochoty na to co akurat podają to bierze zupę. Zawsze coś ciepłego zje, ale sam decyduje na podstawie własnych upodobań kulinarnych. Nie grymasi, że jest mało słone bo w domu też używamy mało soli. Nie dodajemy wegety do każdego dania jak leci. Dziecko jest przyzwyczajone i przez to zdrowsze!

Po co zatem są te sklepiki szkolne? Czy te 5 minut na zrobienie drugiego śniadania do szkoły to taki problem? Tak! 5 minut nie więcej! Pod warunkiem, że wszystko mamy przygotowane, to znaczy kupione. Robiąc normalne zakupy, patrzymy co można w tym tygodniu dać Dziecku do szkoły. Samo przygotowanie śniadaniówki to już jest pikuś.

I tak jak jestem za rozwijaniem drobnej przedsiębiorczości tak zupełnie nie płaczę po znikających sklepikach szkolnych bo wiem, że zmusi to część rodziców do zwracania większej uwagi na to co jedzą ich Dzieci. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz