W międzyczasie myślałem jak go wykończyć. Pomysłów było sporo i nie mogłem się zdecydować. Postanowiłem wprowadzić jeszcze jeden etap. I to był strzał w 10-tke!! W sklepie z używaną odzieżą kupiłem kilka starych prześcieradeł bawełnianych.
Nie było białych ale były beżowe (edit: Żona kazała dopisać, że były ecru) i w dodatku dosyć grube. Nadawały się idealnie. Znalazłem też kilka starych desek na dach. Taker, ostry nożyk do tapet i prowizoryczne ściany były gotowe.
Na środku starej ceraty wycięliśmy otwór na głowę Bączka, w pasie związaliśmy jakimś sznurkiem i daliśmy w ręce farby.
- Cym mam majować?
- Rączkami.
- Mogem?!?! - zaskoczenie mieszało się z zachwytem.
- Tak.
Kolejne dni upłynęły na ozdabianiu domku różnymi kolorami. Pomysłów było bez liku. Nawet my z Żoną zabraliśmy się do malowania. Żona więcej bo ja kilka razy kursowałem do sklepu po brakujące farby...
Efekt był świetny i wszyscy mieliśmy kupę zabawy. Niestety sezon na budowę domków się skończył. Podstawiłem kilka cegieł w rogach, żeby nie stał na trawie i przykryłem wszystko grubą, niebieską plandeką kupioną w markecie za 20-30 zł. Tak domek przezimował bez żadnych uszczerbków na zdrowiu.
Kolejny etap budowy, czyli Część 3.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz