Piątek 14:00. Do końca pracy jeszcze 2:15. Przeglądam ostatnie
raporty tygodniowe, podliczam statystyki, kontroluje SLA, KPI, itp. Żona
w pracy - wraca jutro rano.
Nagle telefon od Babci - Bączek wywrócił się na rowerze i przyładował
facjatą. Jest lekko pokiereszowany na nosie i czole ale nie jest źle.
Dobra, wyjdę ze 30 minut wcześniej.
14:37. Telefon nr 2. Bączek uskarża się na ból nosa...
14:40. Jadę autem do Babci. Po drodze umawiam wizytę u lekarza.
15:30. Bączek śpi ale cały jest oklejony plastrami. Na "śpiącaka" biorę Młodego do auta i jedziemy do lekarza.
Bla, bla, bla ostatecznie lądujemy w Instytucie Pediatrii.
W poczekalni jakiś facet wyzywa 12-13 letniego syna o to, że wychodząc
na rolki nie zabrał ochraniaczy i teraz ma złamaną rękę. Chłopak
zaryczany, ręka boli, nadal w stresie pourazowym - masakra.
Nasza kolej: badanie neurologiczne, RTG nosa, badanie jamy brzusznej, itp.
Godzinka czekania, idziemy coś zjeść. Przy okazji daję znać Żonie o całej sytuacji.
Odbieramy wyniki RTG - jest dobrze, Baczek z uśmiechem na twarzy, widać, że stres ustępuje.
Chłopak ze złamana ręką nadal siedzi zapłakany; tym razem w ciszy.
19:00. Wracamy do Babci po Ziuzinę i jedziemy do domu. Po drodze rozmowa
z Synem o konieczności jazdy w kasku. Tłumaczę, że gdyby miał kask to
czoło, a może i nos byłyby całe. Kask by się porysował i tyle...
Zrozumiał i obiecał zawsze ubierać kask - nawet jak będzie wychodził
tylko na moment.
Wniosek 1. Zawsze ubierajcie dzieciakom kaski i ochraniacze. Wierćcie
Dziadkom w głowach, żeby tego pilnowali. Nawet jak wychodzą tylko na 60
godzin.
Wniosek 2. Jaki jest cel "zjebki" zaraz po wypadku? Dziecko jest w
szoku, wszystko boli, rodzice zabierają do szpitala - no może wystarczy.
Darcie japy w tej sytuacji NIC nie da!! Dajcie tym dzieciom trochę
współczucia i skupcie się na rozwiązaniu "problemu". Na reprymendy
przyjdzie czas.
Ja rozumiem, że dorosły też jest zdenerwowany ale to nas nie usprawiedliwia...
Siedząc wczoraj wieczorem przy drinku wspominałem podobną sytuacje:
Kilka tygodni temu wybraliśmy się "jeepem" z Teściem, Baczkiem i jego
Kuzynką na wycieczkę w góry. Teściu chciał zobaczyć co się dzieje w
Jego lesie. Na miejscu było sporo zabawy, podjadanie owocków, gonitwa za
motylkami. Nagle Baczek przylatuje do mnie i szepcze na ucho. - Tata,
kupa. - Chce Ci się? - Nie, zrobiłem do majtek....
Szybka kalkulacja. W aucie mam jakieś chusteczki ale to dobre 200m. Z
kupą w majtach nie dojdziemy. Poprosiłem Teścia, żeby zabrał Kuzynką bu
"muszę z Bączkiem porozmawiać". Idziemy do strumyka jakieś 15m.
Oporządzam Młodego za pomocą liści, piorę w strumyku majty, spodnie na
szczęście są czyste. Dobra, wracamy.
Wieczorem czytam Bączkowi bajkę, kiedy nagle mi przerywa i mówi: -
Tatusiu, dziękuję Ci za to, że nic nikomu nie powiedziałeś o mojej kupie
w majtkach... Zatkało mnie... Dopiero teraz zrozumiałem jakie to
musiało być dla 5 latka krępujące!!
Na zakończenie pytanie retoryczne: Jak myślicie, które dziecko darzy
większym szacunkiem swojego Ojca? To ze złamaną ręką czy Bączek?
Zastanówcie się czasem jak Wy byście się czuli w podobnej sytuacji - trochę empatii
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz