środa, 10 grudnia 2014

A może by tak pierdolnąć korpo i pojechać w Bieszczady??



Lubię aktywnie spędzać czas, lubię majstrować w drewnie, szlifować je, malować, odnawiać. Lubie coś z niego tworzyć. Lubie gotować i zwracam uwagę co jem i co podaję swojej Rodzinie. Lubie spędzać czas z Dziećmi na świeżym powietrzu i pogadać o niczym z sąsiadem którego znam od ponad 30 lat. Niestety pracując w korpo, mieszkając w mieście mam na to coraz mniej czasu.
      Oglądałem ostatnio program o rodzinie z trójką Dzieci, która kupiła dom gdzieś w na uboczu wsi, otoczony lasem i łąkami. Sami uczą dzieci w domu, mają kury, kilka innych małych zwierząt, ogródek na własne potrzeby. Cisza, spokój.. i wytrwała praca. Nie twierdzę, że jest to sielanka. O nie!! Jest to praca i to zdecydowanie trudniejsza niż niejeden z nas wykonuje. Ale jest w tym smaczek, jest w tym coś urzekającego. 
       Ja wiem, że zaraz podniosą się głosy, że to izolowanie Dzieci, że potrzebują rówieśników. Tak, zgadza się. Ale jak obserwowałem tą Rodzinę to te Dzieciaki były całkiem sensowne. To nie były zamknięte w sobie, nieśmiałe w stosunku do obcych pisklaki. To były Dzieci, które wiedzą co ważne, znają swoją wartość. Duża w tym zasługa obojga Rodziców, którzy widać, że rozmawiają z Dziećmi, poświęcają im czas. OBOJE!! Każdy w inny sposób, każdy uczy je czegoś innego ale OBOJE zajmowali się wychowaniem. Dzieci pomagały mamie gotować, ojcu pomagały przy koniach. Swoją drogą mieli świetny wielki drewniany stół w kuchni i piec kaflowy.


 Pewnie się nie zdecyduję na taki krok jeszcze przez paręnaście lat, ale może na emeryturze??
      Można jednak wyciągnąć z tego niezłą naukę i znaleźć złoty środek. Może znajdę gdzieś w domu lub w garażu mały skrawek na warsztacik? Może poświęcę kilka godzin w weekend i w ramach wspólnego spędzania czasu coś ugotujemy z Dzieciakami. Nie spiesząc się, w ich tempie, opowiadając przy tym o warzywach, o tym jak rosną, jak się je zbiera, jak przyrządza. Pozwolę wybrać na co mają ochotę (czekolada odpada) i wspólnie to przygotujemy. Razem pokroimy, nawet i godzinę. To też jest nauka; nauka której w szkole nie będzie.
      Może wybierzemy się do lasu, na spacer. Powoli, bez pośpiechu. Położyć się na trawie, usiąść na pieńku, pokazać co w trawie piszczy, upleść wianek, zagwizdać na trawce, wybrudzić się "drzewicą" (Bączkowa wersja żywicy), pozbierać patyki, grzyby, może jakieś owoce. I znów opowiadać o tym co widzimy, o łańcuchu pokarmowym, o tym co się stanie z tym złamanym drzewem za 5, 10 i 50 lat.
     Bieszczady są romantyczne ale przywiązani do wygód, pracy i innych rzeczy możemy znaleźć czas dla siebie i dla Dzieci mieszkając w mieście i pracując w korpo. Musimy go znaleźć inaczej zwariujemy! Choćby w weekend.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz