Każdy z nas czasem się zagotuje. Czasem szef z czymś wypali, czasem Teściowa dopiecze. Niestety zdarza się, że przesadzi matka. Nie własna ale naszych Dzieci. Potrafi czasem palnąć takim tekstem, że buty spadają. Czasem "idealna mama" trafi się na placu zabaw lub w tramwaju. Wtedy czujemy to przenikliwe, oceniające spojrzenie.
Ponieważ od 2,5 miesiąca jestem bez auta musiałem się przeprosić z komunikacją miejską. Świetne miejsce na posłuchanie muzyki, nadrobienie zaległości w czytaniu i na obserwacje. Jadąc rano do pracy zaraz obok stał facet w moim wieku z małym 1,5 rocznym dzieckiem w wózku. Dziecko w połowie drogi zaczęło kwilić. Ojciec podał mu buteleczkę z piciem - nic. Podał kukurydziane chrupki - nic. Jakieś placuszki, zabawki, miśki - nic. Widać było, że nie pierwszy raz jechał z dzieckiem i sam pakował wózek bo dokładnie wiedział gdzie co jest. Ludzie w tramwaju już zaczęli wywracać oczami. "Idealne matki" stojące obok zaczęły szeptać, raz po raz posyłając spojrzenie które każdy facet, jeśli znalazł się w podobnej sytuacji, zna. Spojrzenie, które mówi "No tak, ojciec. Gdyby tu była mama to by tak nie płakało". Spojrzenie, które daje do zrozumienia, że "ewidentnie sobie nie radzisz". Facet już widział co jest grane. Już było widać nerwową szybkość w jego działaniu. Dziecko mimo jego usilnych starań nadal płakało. Kiedy skończyły mu się pomysły wyciągnął małego z wózka i posadził sobie na kolana. Malec wtulił się w Tatę bardzo mocno, ten go objął i płacz się skończył! Nagle "idealne mamy" miały prawie świeczki w oczach i spojrzenie szczeniaka. "Jak to ślicznie wygląda", "Jak się Tata potrafi zaopiekować dzieckiem"... I wszystkie (!!), poważnie, WSZYSTKIE miały uśmiech na twarzy. Dlaczego wszystkie "idealne mamy" z góry skreśliły tego faceta? Dlaczego, gdyby w tym samym miejscu była mama to wszystkie by Jej współczuły utyrania, że o tak wczesnej porze musi biedna z dzieckiem sama jechać? Dlaczego? W wersji extended "idealnej mamy" jest jeszcze opcja podejścia do faceta i zapytanie się czy nie pomóc lub rzucenie kilku rad. Jakoś nie widziałem, żeby "idealna mama" dawała w takiej sytuacji rady innej mamie z płaczącym dzieckiem, a Wy?
"Idealna mama" wyróżnia dwie temperatury napojów:
- ciepłe - 90-100 C
- zimne - <90 C
- Nie dawaj mu zimnego!! - krzyczy żona do męża, który daje dziecku wodę lub herbatę o temperaturze pokojowej.
Ja rozumiem w zimie na spacerze taki tekst, ale w domu? W parku w lecie przy 30 C?
Ustalmy coś. Między "gorące" i "zimne" jest jeszcze kilka pozycji, które dziecku można podawać:
- letnie - już wystygło
- temperatura pokojowa - około 20-25 C
Takie napoje również można Dziecku podać! Nic mu się nie stanie. Nawet jeśli za oknem jest mróz można, będąc w domu, podać coś letniego do picia. Spokojnie!
Kolejna rzecz która doprowadza nas do szewskiej paski to karmienie co 15 minut. Jedziemy na weekend 60 km, jakieś 45 minut. Zabieramy ze sobą 2 wody, 2 soczki, drożdżówkę, kanapeczkę, ciasteczka kruche, chrupki kukurydziane, chrupki ryżowe, jogurcik, banana i jabłuszko. Dziecko ma już 2-3 lata (jak nie więcej). Ok, woda/sok - tak, ale nie całe to jedzenie. Ciekawe czy sama by to zjadła? Jeśli dziecko już 2-3 letnie poczuje głód to nic mu się nie stanie. Nie przestanie rosnąć i nie rozchoruje się. Po prostu trochę więcej zje na obiad czy kolację. Pakowanie przekąsek i zapełniaczy co 5-10 minut powoduje to, że Dziecko siadając do posiłku jest już pojedzone i będzie grymasił. Tak często rodzą się "niejadki".
Kolejny przykład znam niestety z własnego podwórka. Karmienie w trakcie bajki. Dziecko czasem nawet nie ma świadomości jedzenia. Odruchowo otwiera buzię poganiane przez "idealną mamę", smętnie gryzie posiłek i połyka tylko dzięki popijaniu. Nie wie czy mu to smakuje, jak to wygląda, jak pachnie, z czym to się podaje. Dziecko, które patrzy w talerz i świadomie spożywa posiłek uczy się przy okazji potraw, swoich smaków, łączy wygląd ze smakiem i zapachem. Jest szansa, że w wieku dorosłym będzie zwracać większą uwagę na to co i ile je. Jest szansa, że będzie zdrowsze i może uniknie otyłości.
Od kilku miesięcy regularnie chodzę z Dzieciakami na basen. Żona się wypięła i ten czas wykorzystuje na naukę. Chodzimy sobie zatem na basen, potem szybkie przebieranie, suszenie włosów, układanie nowej fryzury Ziuzinie i lecimy.... na herbatę. Tak, czas na herbatę jest czasem wliczonym w ogólny czas wyjścia po to, żeby Dzieciaki odpoczęły po basenie i ochłonęły. Zawsze tak z moim Ojcem robiliśmy kiedy byłem mały. Jak nie mam czasu na takie wyjście to nie idę, jak mam mniej to krócej siedzimy w wodzie. Dziwi mnie zatem wybieganie 2 minuty po wysuszeniu włosów na mróz z Dziećmi. Zawinięte, owszem ale jednak. Siedzimy sobie w kawiarni jeszcze z 15-20 minut, wspominamy zabawy w wodzie. Nie wiem czy to zbieg okoliczności ale w kawiarni zazwyczaj siedzą Ojcowie z dziećmi, rzadko Mamy.
Takich sytuacji i smaczków jest pewnie więcej. Te jednak przyszły mi do głowy w pierwszej kolejności.
Od Autora: Opinie przedstawione powyżej są subiektywnymi przemyśleniami autora i zostały doprawione szczyptą przesady.
Image courtesy of marin at FreeDigitalPhotos.net
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz